niedziela, 18 lipca 2010

"Predators" - nie zawiodłem się!



Uwaga! W poniższym tekście znajduje się wiele informacji dotyczących fabuły filmu "Predators".


Dzisiaj (17.VII.2010r.) miałem przyjemność obejrzeć trzeci już film o Predatorach, zatytułowany po prostu - "Predators".
Od razu przejdę do meritum - nie zawiodłem się!
Co prawda nie obyło się bez rzeczy, które można byłoby poprawić lub zrobić lepiej, jednak są to rzeczy na prawdę niewielkie, przykryte zaletami tego filmu.
Jednak ich nieznaczącą (ale jednak...) obecność, obrazu nie możemy nazwać przełomowym.
Pomimo tego, jest na prawdę bardzo dobrze!


Po nieudanym filmie AVP i jego jeszcze gorszej kontynuacji, zastanawiałem się czy fani uniwersum dostaną jeszcze kiedyś film, godny uznania, a nie zapomnienia.
Śledziłem wszelkie przecieki jakie można było znaleźć w sieci, przed premierą "Predators".
Chociaż czasami podchodziłem do nich z dystansem, to jednak większość napawała mnie nadzieją na naprawdę udany film.
Kiedy okazało się że za reżyserie odpowiedzialny będzie Robert Rodriguez, miałem mieszane odczucia.
Lecz z przeprowadzonych z nim wywiadów, można było się dowiedzieć, że sam uwielbia oba filmy z serii "Predator", a przy realizacji jego filmu, częściowo brali udział również fani Łowców, oraz że będzie można się w nim doszukać wielu nawiązań do pierwowzoru!
Byłem niemal przekonany że film będzie trzymał poziom. I faktycznie, tak też się stało.
Scen nasuwających skojarzenia do pierwszego "Predatora" jest sporo i wywoływały u mnie dobre emocje, może poza jednym wyjątkiem, kiedy w jednej z końcowych scen, Adrien Brody staje do walki... z nagim, wysmarowanym błotem torsem.


Ten moment był dla mnie przejaskrawiony, nawiązujący do klasycznego "Predatora" w sposób niemal komiczny.
Jednak tak jak wspomniałem, był to tylko moment, w dodatku sam sposób działania głównego bohatera nie jest sztuczny, ponieważ został motywowany informacją którą wcześniej otrzymał od swojej współtowarzyszki.


Zróżnicowanie postaci występujących w filmie jest duże.
Kiedy wyszło na jaw, jak będzie wyglądać obsada filmu i w kogo wcielać się będą poszczególni aktorzy, szczerze powiedziawszy, myślałem że to żart.
Później okazało się jednak, że informacje są potwierdzone.
W filmie faktycznie zobaczymy Rosjanina z dużą spluwą, kobietę-snajperkę, "Morfeusza" i "Pianistę" jako głównego bohatera.
Po opublikowaniu tej informacji, miałem  moment największego zwątpienia w sens powstawania tego obrazu.
Na szczęście postacie nie wyszły nazbyt naciąganie, a Adrien Brody świetnie wypadł w swojej roli.


Fabuła na szczęście również nie jest banalna, lecz ma jedną małą wadę...
Dla  przypomnienia: Predatorzy porywają na nieznaną planetę ludzi o nieprzeciętnych zdolnościach w walce - żołnierzy, seryjnych morderców a nawet członka Jakuzy.
Początkowo nieświadomi niczego ludzie, z biegiem czasu odkrywają, że nie znajdują się na swojej planecie i że są obiektem polowań.
Sprawa jeszcze staje się jeszcze bardziej skomplikowana, kiedy okazuje się że na planecie są dwa rodzaje wrogo do siebie nastawionych Łowców...

Brzmi świetnie!
Co zatem może razić?

Oglądając film, miałem odczucie że wszystko dzieje się za szybko!
Krótko mówiąc, widać że 107 minut nie było wystarczającą ilością czasu, żeby opowiedzieć historię zawartą w filmie.
Jest to zdecydowanie największy minus tej produkcji.
Przez to właśnie, pierwszą rzeczą do której podszedłem sceptycznie oglądając „Predators”, było to, że w początkowej scenie bohaterowie zbyt szybko odnajdują się nawzajem w gęstej, nieznanej im dżungli.
I o ile na to można przymknąć oko, to kolejny wynik pociętej fabuły zabolał mnie już bardziej.
Otóż Royce (Adrien Brody) wraz ze swoimi kompanami, moim zdaniem zbyt szybko rozwiązują zagadkę - gdzie i dlaczego się znaleźli się w nieznanym im miejscu.

Pamiętam jak w „Predatorze” z 1987 roku, żołnierze znajdujący obdarte ze skóry zwłoki, na początku podejrzewali o te morderstwa partyzantów.
Dopiero później okazało się co tak na prawdę eliminuje ludzi w tak brutalny sposób.

Natomiast w „Predators” co prawda nie wszystko wiadome jest już na samym początku, lecz bohaterowie stosunkowo szybko odkrywają całą prawdę!
Nie zajmuje im dużo czasu dojście do tego, że są obiektem polowań na obcej planecie...
że to, co czai się na nich w gęstych zaroślach, to na pewno coś większego i cięższego niż człowiek...
Przez to zanika gdzieś realizm filmu, w miejscach których powinien on się znajdować!

Co najciekawsze – w filmie ukazało się niewiele scen, które można było zobaczyć w zwiastunie.
Zabrakło wielu tych, które zapierały dech w piersiach i wzbudzały duże zainteresowanie.
W filmie nie uświadczymy już np. sceny w której Royce zostaje namierzony przez kilka laserowych celowników.

Na całe szczęście, to są jedyne wady jakich się doszukałem.
Ogólnie rzecz biorąc, film jest udany i ma swój klimat.
Z kina wyszedłem zadowolony i bardzo chętnie wybiorę się na film jeszcze raz.

Nie ma niepotrzebnych udziwnień i pomysłów, które mogłyby drażnić fanów.
Pomysł na wprowadzenie do filmu Predatorów „złej krwi” (Bad Blood) według mnie był wyśmienicie dobrym posunięciem.


Stroje zostały całkiem dobrze zrealizowane, prezentują się zdecydowanie lepiej niż na zdjęciach które można było zobaczyć przed premierą filmu, chociaż przyznam że zarówno Falconer jak i Berserker nie zrobili na mnie większego wrażenia.



Dopiero w końcowej walce, kiedy drugi z wymienionych traci maskę i widać jego oblicze, zostałem bardziej usatysfakcjonowany, jeżeli chodzi o nowe wizerunki łowców. :)

Moim faworytem jednak pozostaje "The Tracker" - posiadacz najlepszej według mnie (zaraz obok klasycznej) maski.


Jeżeli już wspomniałem o końcowej walce – to jest zdecydowanie jedna z moich ulubionych scen w filmie.
Nagłe zwroty akcji, piękna sceneria i połyskujące wśród ognia opancerzenie Predatorów...
Przez moment poczułem się jakbym nie oglądał filmu z 2010 roku, lecz jakąś produkcję z lat 80’ lub 90’.
Za to chciałbym serdecznie podziękować twórcom filmu ;)


Przez cały czas podczas projekcji, śledziłem również udźwiękowienie filmu.
Jestem pewien że ścieżka dźwiękowa z filmu "Predators", to dla mnie zakup obowiązkowy.


Kompozytorem odpowiedzialnym za muzykę do filmu został John Debney i spisał się on wyśmienicie.
Pojawiają się w niej klasyczne motywy i instrumenty, które można usłyszeć w soundtracku z pierwszej części Predatora.
Jest "mocna", wprawiająca w zaniepokojenie... o tym trzeba przekonać się na własne uszy.
Poza tym wszelkie dźwięki jakie możemy usłyszeć filmie również są na wysokim poziomie.
Pragnę zwrócić tutaj uwagę na odgłosy, jakie wydają sami Łowcy - lepiej być nie mogło!


„Predators” powinien usatysfakcjonować każdego fana Predatorów i na pewno jest to pozycja obowiązkowa dla miłosników kina tego typu.
Teraz pozostaje nam czekać na prequel "Obcego" i mieć nadzieję że będzie godnym kontynuatorem sagi....

3 komentarze:

  1. dzięki za tego bloga :D

    OdpowiedzUsuń
  2. mi się osobiście film nie podobał, no może "Łowca Agresor" był ciekawą odmianą ale tylko z nazwy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Podzielam wrażenia autora recenzji. „Predators” ma trochę wad, lecz rzadko kiedy się zdarza, żeby film dokręcany po latach do kulowej serii stał na tak przyzwoitym poziomie. I co mi się najbardziej spodobało – w filmie obyło się bez dziwactw, jakich dla porównania pełen był nieszczęsny „Prometeusz”. Jedynie Adrien Brody jakoś mi nie pasował – to świetny aktor, lecz zawsze będzie kojarzył mi się ze smutnym pianistą, a nie bezlitosnym twardzielem.

    OdpowiedzUsuń