czwartek, 9 sierpnia 2012

O filmie "Prometeusz" ("Prometheus")



Czekałem na ten film bardzo długo.
Zapowiadany był jako prequel filmu „Alien” z 1979r.
Tworzenie historii poprzedzającej wydarzenia z tak kultowego i wiele znaczącego dla światowej kinematografii obrazu to ogromna odpowiedzialność. 

Fani o tym wiedzą.

Sądzę że wytwórnia filmowa miała to na względzie zapraszając do pracy nad filmem tego samego reżysera, który jest odpowiedzialny za „Ósmego Pasażera Nostromo”.
Mowa tu oczywiście o panu, który nosi nazwisko Ridley Scott.

Śledząc wiadomości o "Prometeuszu" zanim jeszcze pojawił się w kinach, można było natrafić na informację jakoby „Prometeusz” jednak nie miał być prequelem „Obcego”.
Twórcy odeszli od tej koncepcji.
Powiadomili natomiast media, że produkcja będzie zamiast tego miała „DNA Obcego” , co w praktyce miało oznaczać, iż w filmie zobaczymy wiele elementów nawiązujących do historii kultowej bestii, jednak nie będą to wydarzenia powiązane z pierwszą częścią filmowej sagi o niej.

Jako ogromny fan świata Obcego, pamiętam, że zawiodłem się nieco, gdyż wiązałem duże nadzieje z nadchodzącym prequelem. 
Lampki kontrolne zaświeciły się u mnie wyraźniej jednak nie na wieść o zmianie koncepcji twórców...
Moją uwagę zwrócił fakt, iż po raz kolejny główną bohaterką miała być kobieta.
Tutaj nadmienię, że strasznie cenię sobię oryginalność u twórców. To dlatego fakt powielenia pomysłu na główną rolę „silnej kobiety” mnie zaniepokoił (jak później się okazało, to nie jedyny skopiowany pomysł, a tych jest w „Prometeuszu” aż do granic absurdu – o tym później).

Nic jednak nie zniechęciło mnie do oczekiwania na „Prometeusza” tak bardzo, jak pierwszy oficjalny plakat z ogromną rzeźbą, przedstawiającą... ludzką (!) głowę w tle, oraz jej pierwsze zdjęcia wyciekające do sieci.
Pomysł uznałem za banalny.
Jak się później okazało – celnie.
Rola człowieka w kosmosie wydaje mi się... przerażająco mała w stosunku do ogromu Wszechświata.
Tutaj natomiast ogromny plakat i zarys historii z zapowiedzi filmu, sugerują nam, że jednak ślady gatunku ludzkiego można odnaleźć również na obcych planetach...

Cóż – „Prometeusz” nie zabija oryginalnością. Z historii jaką opowiada dowiadujemy się, że człowiek jest tworem „bogów” z kosmosu, nazwanych w filmie „Inżynierami”.
Podobna koncepcja pojawiała się już wcześniej, nie jest niczym nowatorskim.
Ta sama sytuacja dotyczy niestety innych elementów filmu.
Tak naprawdę jeszcze nigdy nie widziałem produkcji która legalnie przerysowuje pomysły z innego, kultowego filmu w tak bezpardonowy sposób.

„DNA Obcego” o którym słyszeliśmy przed premierą, okazuje się ostrym rżnięciem elementów z pierwszego filmu sagi.
Postać Space Jockeya tutaj staje się skafandrem dla Inżyniera. 
Obecna jest postać Weylanda (to samo nazwisko które przewija się przez historię Obcego), android, główna bohaterka - kobieta... 
Występuje niemal identyczna nazwa planety znanej z „Alien”, struktury stworzone przez H.R. Gigera (oczywiście nie nowe, lecz kopiowane ze starych prac artysty).
Pomysłów odbitych na ksero z Obcego jest całe mnóstwo.
Obcy embrion rozwijający się w ciele i ostatni komunikat ocalałej głównej bohaterki w ostatnich scenach.
Można wymieniać do znudzenia.
Cykl rozrodczy i wygląd pokracznej bestyjki na końcu filmu jest wisienką na szczycie tego ciężkostrawnego tortu.

Film sprawia wrażenie jakby faktycznie miał związek z historią „Nostromo”, lecz twórcy chyba sami wstydzili się za masy kiczu wypływające z historii „Prometeusza”, dlatego zmienili koncepcję.
Jest pewien problem – więcej ludzi słyszało, iż film ma opowiadać o wydarzeniach sprzed pierwszego filmu o Obcym, niż o tym, że oficjalnie nie jest prequelem.
Dlatego wielu nadal uważa, historię „Prometeusza” za powiązaną z Ksenomorfami znanymi z filmu „Alien”.
Ciężko się dziwić laikom. 

Bardziej dziwię się ludziom odpowiedzialnym za film.



Jakim cudem, powstał tak słaby film szpecący obraz Obcego wypracowany przez kultową sagę?



„Prometeusz” ma swój klimat, ale nie jest to klimat Obcego.
Wizualnie prezentuje się doskonale, jednak świat przedstawiony w filmie i to że próbowano go połączyć z uniwersum Aliens można już wytrzeć z podeszwy.
Największą wadą „Prometeusza” jest ilość zapożyczeń i szarpanie legendy Obcego.
Drugą jest masa głupot, zaczynając od takich drobnych, pokroju malunków na ścianach jaskiń i rzeźb niczym z Wysp Wielkanocnych, a kończąc na zachowaniach postaci jak i całej fabuły.
Warto również zwrócić uwagę na banalny wygląd kreatur które pojawiają się w filmie, na czele z tą co przypomina... gatunek kałamarnicy. Prawie niczym się nie różni (sic!).

Ten film według mnie nie powinien powstać, a przynajmniej nie w formie odgrzewania starych pomysłów.
Gdyby nie posiadał zapożyczeń z „Alien” i nie szpecił jego elementów, byłby dla mnie całkiem dobrą opowieścią Science-Fiction.
Niestety - nowe pomysły mogły się nie sprzedać, a te sprawdzone zapewniły dochód wytwórni.
Korzystniej było wejść z brudnymi butami w uniwersum Obcego i zostawić parę rys na jego monumencie.

XXI wiek nie przyniósł jeszcze dobrego filmu o Ksenomorfach.
Być może w przyszłości jeszcze się takiego doczekamy, lecz „Prometeusz” może stanowić żywy przykład na to, że legendę lepiej jednak zostawić w spokoju.